Ten trzeci

Pożegnaliśmy Stary Rok i, jak zwykle w styczniu, snujemy nowe plany zastanawiając się, co nam przyniesie przyszłość. A ona lubi nas zaskakiwać, o czym najłatwiej się przekonać,  patrząc wstecz i porównując z tym, co teraz. W świecie elektronicznych książek wydarzyło się sporo i wszystko na to wskazuje, że jeszcze się wiele wydarzy. Bo pojawił się ten trzeci....
 
Rok temu dostawcy e-czytników podliczali zyski ze sprzedaży, która w ostatnim kwartale minionego roku miała sięgnąć aż 30% całej rocznej sprzedaży, a rzesze nowych użytkowników Kindle pobierały ebooki na swoje nowe zabawki, otrzymane pod choinkę. Na targach elektroniki w Las Vegas (słynne styczniowe CES, czyli Consumer Electronic Show) e-czytniki cieszyły się ogromnym zainteresowaniem zwiedzających. Zaprezentowano wiele nowych modeli – część z nich trafiła później na rynek, niektóre są obecne do dziś a o innych zdążyliśmy już zapomnieć. W Polsce życzliwie kibicowaliśmy startowi pierwszej ebookowej platformy, eClicto a wydawcy książek zaczęli uważniej przyglądać się nowemu zjawisku budując plany wejścia na rynek z nową, elektroniczną ofertą.
 
Nieoczekiwane zamieszanie w tym poukładanym świecie wprowadziła firma Apple wprowadzając na rynek produkt, którego nie można było zaklasyfikować do żadnej ze znanych kategorii, tak że trzeba było stworzyć nową. Ipad, bo o nim mowa, był pierwszym przedstawicielem nowej grupy urządzeń – tabletów. Jak się wkrótce okaże – niejedynym, ale o tym za chwilę. Apple i jego urządzenie wywołały prawdziwą burzę. Po pierwsze, na runku – nabywcy, dla których e-czytnik był przede wszystkim gadżetem, nagle dostali do ręki o wiele fajniejszą zabawkę – z kolorowym ekranem oraz licznymi funkcjami, takimi jak: oglądanie filmów, przeglądanie internetu, gry i różne mniej lub bardziej przydatne aplikacje. Ten zwrot zainteresowania klientów musiał mocno zachwiać planami sprzedaży e-czytników, bo w niedługim czasie wszyscy potentaci obniżyli ceny swoich urządzeń. I to znacznie – najpierw Amazon, potem Barnes&Noble a za jakiś czas także Sony. Zrobili to na tyle skutecznie, że e-czytniki wciąż są chętnie kupowane, ich sprzedaż dynamicznie rośnie i nikt już nie zapowiada końca ery e-papieru. Po drugie, zawrzało wśród wydawców ale głównie tych amerykańskich, którzy już sprzedawali ebooki. Otóż Apple zaproponował im o wiele lepsze warunki niż Amazon, który do tego czasu był na tym rynku praktycznie monopolistą i dyktował partnerom, co chciał. Różnica była na tyle istotna, że wydawcy zaczęli wywierać presję na Amazon, który po krótkiej walce się poddał i warunki zmienił na bardziej korzystne dla wydawców. Widać więc, że pojawienie się konkurenta ma dla rynku pozytywnie konsekwencje. 
 
W tym roku czekają nas zapewne kolejne zmiany a ich sprawcami będą zapewne – skoro sobie tak noworocznie prorokujemy – Google i jego platforma Android.
 
Pierwsza książkowa inicjatywa Google spotkała się wręcz z wrogością. Zgodnie ze swoją misją, jaką jest „uporządkowanie światowych zasobów informacji, aby stały się one powszechnie dostępne i użyteczne”, Google postanowił zeskanować i udostępniać wszystkie książki na świecie. Dostęp byłby bezpłatny – także do utworów współczesnych, chronionych prawem autorskim – za co wydawcy otrzymywaliby wpływy z wyświetlanych obok reklam. Jak duże byłyby to przychody, trudno przewidzieć – ale pewnie nie za wielkie i nie można się dziwić, że wydawcom pomysł ten nie przypadł do gustu. Google z pomysłu się nie wycofał, tylko go zmodyfikował, wprowadzając usługę Google Books (wcześniej znaną jako Google Editions). Nowa usługa może wiele zmienić na rynku, napiszę o tym więcej w kolejnym artykule (o ile Naczelny wcześniej nie straci cierpliwości). Tu chciałbym się zatrzymać nad innym produktem Google, jakim jest Android.
 
Android to system operacyjny stworzony dla telefonów komórkowych – jest dla nich tym, czym dla komputera jest system Windows. Sprawia, że na telefonach różnych producentów można instalować i uruchamiać takie same aplikacje. Zaprojektowany przez Google, później „oddany w opiekę” społeczności, która rozwija go jako tzw. system otwarty. Przez złośliwych nazywany „iPhone dla ubogich” pod względem wyglądu i modelu biznesowego przypomina bowiem rozwiązania Apple. Ważnym składnikiem tego modelu jest Android Market – miejsce, skąd można pobrać różnorodne aplikacje umilające życie i korzystanie z telefonu. Analogiczną rolę dla iPhone pełni Appstore – z jedną różnicą – aplikacje z Appstore działają tylko na iPhone, podczas gdy aplikacje z Android Market – na wielu różnych modelach telefonów, czasami znacznie tańszych od pierwowzoru z Cupertino. Dzięki nim na telefonie można pograć,  obejrzeć ulubiony serial, odczytać notowania giełdowe, wyszukać najtańszą taksówkę, licytować na Allegro, sprawdzić co grają w kinach lub telewizji i wiele, wiele innych rzeczy. Nic więc dziwnego, że popularność telefonów z Androidem stale rośnie – zdaniem analityków, ponad 40% sprzedawanych w USA smartfonów jest wyposażonych w ten właśnie system.
 
Nie tylko zresztą telefonów: na podobieństwo iPada pojawiło się na rynku setki modeli tabletów pochodzących od różnych producentów i wyposażonych właśnie w system Android. Działają na nich te same aplikacje znane z telefonów komórkowych, a dzięki większemu ekranowi korzystanie z wielu z nich może być znacznie przyjemniejsze. Najbardziej znany tablet – Samsung Galaxy Tab – kosztuje tylko co iPad, jednak na rynku jest wiele modeli znacznie tańszych, można kupić tablet nawet za kilkaset złotych. Nic więc dziwnego, że są chętnie kupowane, choć liczbowo nadal dominują telefony.
 
Wśród licznych aplikacji dla Androida, jest kilka, które szczególnie powinny zaciekawić naszego Czytelnika, to programy do wyświetlania ebooków. Uruchamiając taką aplikację, na przykład Aldiko, użytkownik zamienia swoje urządzenie w czytnik ebooków: może przeglądać podręczną biblioteczkę i wybrać książkę, którą następnie przeczyta na ekranie.  Co prawda animacja nie jest taka piękna jak na iPadzie, a ekran tak przyjazny dla oczu jak w e-czytniku – ale za to telefon zwykle nosimy przy sobie, więc można czytać naprawdę wszędzie: na przystanku, w poczekalni do dentysty lub w kolejce do okienka na poczcie. W dodatku, użytkowników telefonów z Androidem jest znacznie więcej niż posiadaczy e-czytników i drogich iPadów razem wziętych.
 
Co to oznacza dla wydawców i bibliotekarzy? Ano to, że książkową e-rewolucję w Polsce niekoniecznie może uruchomić e-papier czy iPad.  Zrozumieli to właściciele serwisu Nexto.pl, tworząc aplikację dla Androida, na której można przeglądać całą dostępną ofertę, także współczesnych ebooków i audiobooków. Dzięki temu, ebooki stają się dostępne dla bardzo dużej grupy odbiorców, nie wymagając żadnych dodatkowych inwestycji w tablet czy e-czytnik. Każdy posiadacz telefonu z Androidem może zainstalować sobie darmową aplikację do czytania i ściągnąć darmowe ebooki z klasyki literatury, aby się przekonać, że czytanie z małego ekranu może być wygodne. A kiedy zasmakuje w e-bookach, przyjdzie kolej na inne urządzenia, aby czytać więcej i więcej.
 
(pad)