Ebook - imperium atakuje
W nowej bibliotece nie ma korytarzy, sal i regałów. Zgromadzone książki nie ważą, nie zajmują miejsca na półce. I choć są ich miliony – wszystkie są w zasięgu ręki. Wystarczy sięgnąć, by już po chwili zacząć czytać wybraną pozycję – u siebie.
Mowa o e-bookach, czyli elektronicznych książkach istniejących w formie pliku komputerowego, który do przeczytania trzeba wyświetlić na ekranie. Jeszcze niedawno pozostawały w cieniu swoich papierowych sióstr – teraz stają się coraz bardziej widoczne i zdobywają rzesze nowych zwolenników. E-booki mają bowiem swoje zalety: są bardziej dostępne, łatwiej nimi zarządzać i zajmują mniej miejsca.
Aby przeczytać tradycyjną, drukowaną książkę, trzeba udać się do księgarni lub biblioteki; nie ma przy tym pewności że dany tytuł będzie akurat dostępny. Zamawiając przez internet, trzeba z kolei uzbroić się w cierpliwość – realizacja wraz z dostawą może potrwać nawet tydzień – i wysupłać dodatkowe pieniądze na koszty przesyłki. A jeżeli nakład się wyczerpał, książkę możemy kupić tylko w antykwariacie. Tymczasem książka elektroniczna dostępna jest zawsze, a kiedy znajdziemy ją w internecie możemy natychmiast pobrać ją na swój komputer. Koszty przesyłki są zerowe, a czas dostawy: kilkanaście sekund.
Aby przeczytać e-booka, trzeba pobrany plik wyświetlić na ekranie. Najczęściej jest to komputer – urządzenie powszechnie występujące w pracy i w prawie każdym domu. Jednak choć ekran komputera jest duży, czytanie nie jest przyjemne: pozycja jest niewygodna, a podświetlony ekran szybko męczy wzrok. Innym urządzeniem, na którym można wyświetlić e-booka jest ekran telefonu komórkowego – w ten sposób czyta wiele osób, zwłaszcza posiadacze telefonów z dużym ekranem, tak zwanych smartfonów lub palmofonów. Malutki ekran nie nadaje się do dłuższego czytania, ale za to telefon komórkowy zawsze nosimy ze sobą, dzięki czemu można czytać wykorzystując każdą wolna chwilę: czekając na autobus, w poczekalni, w kolejce itp.
Przeciwnicy e-booków podkreślają, że ich czytanie jest niewygodne. Łatwo to zrozumieć – każde z wymienionych urządzeń jest przeznaczone do czegoś innego, a wyświetlanie e-booków jest tylko funkcją dodatkową. Dlatego przez długi czas elektroniczna książka była traktowane jak forma niszowa – dla garstki zapaleńców i entuzjastów nowinek technicznych, lub jako ułomny substytut książki papierowej.
Jednocześnie poszukiwano urządzenia, które przeznaczone byłoby tylko do czytania książek, zwanych czytnikami e-booków lub e-czytnikami (ang. e-book reader, e-reader); pierwsze prace zaczęte jeszcze w ubiegłym stuleciu, a ich rezultatem jest choćby Cytale (1998), protoplasta popularnego czytnika Cybook. Wśród pionierów znajdziemy zarówno potentatów, jak Sony czy Philips, jak i małe znane firmy, takie jak francuski Bookeen. Ta ostatnia została założona w 2003 roku przez dwóch entuzjastów elektronicznego czytelnictwa, Laurenta Picarda i Michaela Dahana, pracujących wcześniej nad projektem Cytale. Pierwszym urządzeniem był Cybook Gen 1, jeszcze z kolorowym ekranem w technologii LCD; obecna aktualnie na rynku trzecia wersja Cybooka – Gen 3 Gold Edition, należy do najbardziej popularnych e-czytników w Europie, według niepotwierdzonych danych, do firmy Bookeen należy jedna czwarta europejskiego rynku e-czytników.
W firmie Philips pracowano nad rozwojem elektronicznego papieru – taką technologią wyświetlania, która tworzyłaby obraz przypominający druk na papierze. Ostatecznie prace badawcze przerwano, a na bazie zespołu Laboratorium Philips powstała firma iRex Technologies, znana w świecie do dziś, ceniona za najbardziej zaawansowane technologicznie urządzenia z dużymi ekranami.
To co nie udało się w Laboratorium Philips, udało się Sony: w 2004 roku pokazała ona Librié, w którym zastosowano e-papier amerykańskiej firmy E ink. Ta technologia jest używana do dziś, we wszystkich czytnikach z e-papierem, między innymi w Kindle, Nook, iRex, Cybook, eClicto i innych. Ekran e ink nie ma własnego podświetlenia, aby zobaczyć obraz, trzeba go oświetlić światłem zewnętrznym, podobnie jak kartkę papieru. Obraz liter tworzą mikroskopijne drobinki pigmentu, ustawiające się odpowiednio zależnie od przyłożonego napięcia. Podczas wyświetlenia, nie jest pobierana energia elektryczna, dzięki czemu obraz jest idealnie nieruchomy, pozbawiony drgań i migotania. Obraz jest bardzo wyraźny, kontrastowy i dobrze widoczny nawet w silnym świetle dziennym. Wszystko to razem sprawia, że czytanie z ekranu e ink jest równie przyjazne dla oczu jak czytanie zadrukowanej kartki papieru.
Wydawałoby się, że wraz z pojawieniem się na rynku czytników z ekranem e ink
znikły ostanie przeszkody i e-booki na stałe powinny zagościć w naszych domach. Tak się jednak nie stało, w każdym razie – nie od razu. Barierą pozostały przyzwyczajenie i niewielka wiedza o nowych technologiach. Sytuacja uległa zmianie dopiero na początku ubiegłego roku, gdy w lutym 2009 roku Amazon zaprezentował swój czytnik o nazwie Kindle 2 (warto przy tym wspomnieć, że pojawienie się pierwszej wersji Kindle na jesieni 2007 roku przeszło bez echa). Firma Amazon wprowadziła dwie istotne innowacje. Po pierwsze, czytnik Kindle współpracuje bezpośrednio z bogato zaopatrzoną księgarnią e-booków Amazon; czytelnik może ze swojego urządzenia zamawiać książki, które w ciągu kilkunastu sekund trafiają na czytnik. Po drugie, zastosowana stałą cenę e-booka, który kosztował 9,99$ - około jednej trzeciej książki papierowej w miękkiej oprawie. Model ten pokazał się strzałem w dziesiątkę: w ciągu pierwszego roku Amazon sprzedał blisko 400 tysięcy urządzeń, co oznaczało ponad 10% wszystkich urządzeń na rynku.
Sukces Amazona znalazł wielu naśladowców: w ciągu ostatniego roku pojawiło się wiele nowych urządzeń, kolejne modele pokazały Sony i iRex, wkrótce swój czytnik zaprezentuje Samsung. Do gry weszła też największa amerykańska sieć księgarni Barnes&Noble wraz ze swoim czytnikiem o nazwie Nook, brytyjski Borders z czytnikiem Elonex oraz firmy spoza branży księgarskiej, jak brytyjski Interead z czytnikiem Cool-ER i księgarnią Coolerbooks, polski Kolporter z eClicto, czy ostatnio amerykański Kobo Books z bardzo tanim czytnikiem Kobo. Ocenia się, że liczba e-czytników może się podwajać co roku, osiągając liczbę 6 milionów na koniec 2010 roku, a za 10 lat - 446 mln. Niektóre źródła prognozują, że pod koniec roku nawet co 10 książka sprzedana w Stanach Zjednoczonych może być w wersji elektronicznej.
Widać więc, że rynek elektronicznych publikacji rozwija się bardzo dynamicznie i ma przed sobą ogromne perspektywy. W Polsce, barierą rozwoju jest niewielka dostępność treści w formie elektronicznej. Wynika ona z obaw o bezpieczeństwo e-booków w sieci a także trudności z oszacowania możliwych do osiągnięcia przychodów – wydawcy dobrze rozumieją rynek książki papierowej, ale potencjał sprzedaży książki elektronicznej ocenić jest trudno. Jednak mimo tych przeszkód oferta e-booków w języku polskim systematycznie rośnie, najliczniej reprezentowane są książki wydawnictwa WAB (ponad 200 tytułów dostępnych w wersji elektronicznej) i biznesowego C.H. Beck (ponad 1000 tytułów). Książki zabezpieczone są przed kopiowaniem zaawansowanymi metodami kryptograficznymi, których złamanie jest niemożliwe lub nieopłacalne.
Widać też rosnące zainteresowanie czytelników: jakość czytania wzbudza zachwyt i wiele osób deklaruje chęć zakupu w najbliższym czasie. Również wydawcy coraz łatwiej przekonują się do nowej formy dystrybucji swoich książek. Wszystko wskazuje na to, że polski rynek cyfrowej książki podąży ścieżką wyznaczoną przez kraje Zachodu. Jeśli tak się stanie, możemy oczekiwać, że za 3-4 lata również w Polsce co 10 sprzedana książka będzie w formie elektronicznej. Przyjmując za punkt odniesienia wartość rynku książki w 2008 roku – 3.5 mld złotych, można prognozować wartość rynku e-booków w roku 2014 równą 350 mln zł. Widać więc, że elektroniczna książka ma w sobie ogromny potencjał, który zmieni nasze przyzwyczajenia.
(pad)
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz